Mistrzostwa Europy łaskawe dla trenerów. Jak będzie z Brzęczkiem?


Trenerzy a EURO

Jerzy Brzęczek to najmłodszy selekcjoner, który w XXI wieku awansował z reprezentacją Polski na finały wielkiej imprezy. Dla części jego poprzedników duży turniej okazywał się pocałunkiem śmierci. Jak będzie tym razem?

W XXI wieku Polska brała udział w finałach sześciu wielkich imprez – mundialach 2002, 2006 i 2018 oraz Euro 2008, 2012 i 2016. Z grupy nasza reprezentacja wyszła tylko raz – cztery lata temu na mistrzostwach Starego Kontynentu we Francji – a pracę po turnieju kontynuowało tylko dwóch selekcjonerów. W 2008 roku niepowodzenie na Euro (1 punkt w 3 meczach) nie spowodowało rozstania z Leo Beenhakkerem, zaś we wspomnianym 2016 roku ćwierćfinał osiągnięty we Francji był naturalnym powodem przedłużenia współpracy z Adamem Nawałką. W 2002 roku z posadą żegnał się Jerzy Engel, w 2006 roku – Paweł Janas, w 2012 roku – Franciszek Smuda, a w 2018 po klęsce na mundialu w Rosji – Adam Nawałka. Te fakty same w sobie pokazują, jak trudne zadanie przed Jerzym Brzęczkiem, choć Euro było akurat łaskawe. Na trzy starty, pracę stracił tylko Smuda, a Beenhakker i Nawałka kontynuowali swoją misję.

Brzęczek na Euro 2020 najmłodszy

Warto zauważyć, że w chwili wywalczenia awansu na Euro Brzęczek miał 48 lat i był pod tym względem najmłodszym selekcjonerem, który w XXI wieku wprowadził Polskę na wielką imprezę (Engel – 49 lat, Janas – 52, Beenhakker – 65, Nawałka – 58 i 60), z kolei Franciszek Smuda na „naszym” Euro, do których z racji statusu gospodarza nie musieliśmy się kwalifikować, liczył sobie 64 lata. Paradoks polega na tym, że mimo przejścia suchą stopą eliminacji, Brzęczek długo nie miał formalnego potwierdzenia, iż poprowadzi kadrę na Euro. Wszystko – jak to w ostatnim czasie bywało – skomplikowała pandemia. Kontrakt selekcjonera pierwotnie wygasał z końcem lipca 2020, czyli w momencie, gdy Euro byłoby już za nami. Wskutek pandemii zostało jednak przełożone na 2021 rok. Przedłużony musiał zatem zostać automatycznie kontrakt trenera, a oliwy do ognia dolał prezes PZPN Zbigniew Boniek, mówiąc o tym, że nie zmieniło się jego zdanie o Brzęczku, ale zmieniły się okoliczności. To w pozbawionych piłkarskich emocji pandemicznych czasach dało kibicom i mediom pożywkę do dyskusji – tym bardziej że Brzęczek raczej wcześniej za osiągi selekcjonerskie był krytykowany niż chwalony. Stało się finalnie to, co się stać musiało – kontrakt z selekcjonerem przedłużono do grudnia 2021 z klauzulą przedłużającą go do mistrzostw świata w Katarze 2022, o ile oczywiście Polska do nich awansuje.

Możliwa zmiana przed ME 2021?

To będzie nietypowy kontrakt selekcjonerski. Kadra w tym roku przez pandemię nie grała, zacznie dopiero jesienią meczami towarzyskimi i Ligi Narodów. Już wiosną z kolei zaczną się eliminacje do kolejnej dużej imprezy, czyli właśnie mistrzostw świata w Katarze. Ewentualne rozstanie z trenerem po Euro oznaczałoby zmienienie selekcjonera w trakcie eliminacji, co raczej zdarza się tylko w krajach piłkarskiego trzeciego świata. Okoliczności mogą być jednak różne – uwarunkowane wynikami w Lidze Narodów, w eliminacjach MŚ, postawą na Euro, a nawet… wynikami wyborów w PZPN. Dobiegnie końca kadencja Zbigniewa Bońka, i tak przedłużona przez pandemię, a jego następca może mieć przecież inną wizję obsady selekcjonerskiego stołka. Obecny szef PZPN stanowczo stawiał na Polaków, czego dowodem są osoby Nawałki i Brzęczka. Marek Koźmiński, jedyny póki co oficjalny kandydat na nowego prezesa, nie zamyka się natomiast na opcję zagraniczną.

Kariery już nie robili

Losy trenerów zwalnianych ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski po wielkich imprezach w XXI wieku układały się stabilnie. Nikt już nie zrobił kariery, choć Jerzy Engel o mały włos nie wprowadziłby Wisły Kraków do Ligi Mistrzów. Brzęczek za rok będzie miał pięćdziesiątkę. Jeszcze wiele w tym zawodzie przed nim, ale kibice w Polsce powinni mu życzyć, że na stołku reprezentacyjnym. To oznaczałoby przecież sukcesy kadry.